Awaria żuczka okazała się banalnie prosta. Mianowicie separator akumulatorów (dziadostwo :D) postanowił się zepsuć. Co poskutkowało rozładowaniem się obydwu akumulatorów do zera (i to na prawdę do zera). Dzięki uprzejmości ekipy sąsiadującej, która pożyczyła nam drugi prostownik przez noc udało nam się wskrzesić obydwa akumulatory, przywrócić instalację elektryczną do stanu pierwotnego (mianowicie wszystko chodziło na jednym akumulatorze. Odpięliśmy wszystkie niepotrzebne rzeczy i trzymaliśmy drugi akumulator na awaryjny rozruch) i ruszyć w drogę :)
Razem z Filipkiem stwierdziliśmy, że piękne widoki za oknem się nam przejadły, więc postanowiliśmy porzucać we wszystkich wokół pam pamami :)
Co poskutkowało szybkim zmęczeniem materiału u prowodyrów zabawy :D
I dziwnym wzrokiem pozostałych współtowarzyszy podróży
A widoki za oknem były jak zawsze niesamowite :) Szczególnie, że nie jechaliśmy autostradą, tylko cały czas sunęliśmy spokojnie niedaleko plaży :)
Po chwili patrzenie na piękne widoki nas zmęczyło (bo ileż to można patrzeć), więc postanowiliśmy sprawdzić, czy z bliska widoki są równie fajne :) I przystanęliśmy na moment na szybką kąpiel w morzu
Nie obyło się także od prawdziwych włoskich lodów spożywanych na schodku :) Oczywiście w międzyczasie przyszła właścicielka domu i chciała wejść :D
Gdy już stwierdziliśmy, że widoki z bliska są równie fajne co z daleka, ruszyliśmy dalej, by znowu pooglądać morze z za szyb naszego pomarańczowego bolidu :)
Zgodnie ze zwyczajem, skoro nie zapłaciliśmy za autostrady, to po południu znaleźliśmy sobie malowniczy kemping na którym się zatrzymaliśmy i ruszyliśmy w miasto coś zjeść :)
Filipek wybrał nam potrawy
Z których po chwili byliśmy bardzo zadowoleni :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz