Ale od początku.
Wczoraj, to jest w piątek, Podbiel z racji tego iż go nie będzie długi czas wziął sobie wolne w pracy. Tak więc przyjechał z samego rana, pogadaliśmy chwilkę i ja pojechałem do pracy, a on pojechał do sklepu :) Jak wrócił, to zaczął się bawić. Niestety mnie przy tym nie było, więc mogę coś pominąć (ale jeśli pominę, to pewnie Podbiel sprostuje w komentarzu :D). Oczywiście jak to było chronologicznie, to się domyślam ze zdjęć, więc w sumie będę wam opowiadał zdjęcia :D
Najpierw Podbiel wrócił z zakupami
I wziął się za wymianę oleju w silniku i wymianę filtrów, które tylko mógł wymienić :)
W międzyczasie moja żona zaczęła podziwiać florę i faunę naszego grajdołka :D (znaczy to było chyba dla żony ciekawsze niż Podbielowe kąpiele w oleju :D)
Tutaj podejrzewam, że Podbiel musiał żonę zawołać, że odeszła od kotów i wróciła robić mu zdjęcia :D
I jak widzimy sceneria się troszkę zmieniła. Przeszliśmy na tył samochodu gdzie Podbiel stwierdził, że przykręci przewód hamulcowy (nie wiem po co nam hamulce, ale skoro i tak nie ma nic lepszego do roboty :D)
No i skoro wszystkie przewody są przykręcone, to przydałoby się napełnić instalację płynem i odpowietrzyć. Tutaj przydała się pani fotograf :D
Niestety operacja odpowietrzanie układu skończyła się na ... dziurawym przewodzie hamulcowym :) Tak więc Podbiel chwilę pokurwił, zdjął nieszczelny przewód i zostawił go dla mnie :)
I tutaj nie wiem, czy żona po prostu skończyła robić zdjęcia i Podbiel chwilę później zamontował chłodnicę, czy zrobił to w międzyczasie :) Mniejsza o większość z tego co wiem to jeszcze zamontował chłodnicę, złożył do końca układ chłodzenia (rurki, kolanka, łączówki i inne pierdoły) i pojechał do domu (bo mu ktoś truł pewne części ciała :D)
Jak wróciłem do domu, to już wszystko było uprzątnięte i puste, więc po prostu udałem się na spoczynek (rano miałem plan, żeby po moim powrocie pomóc jeszcze Podbielowi, ale skoro go nie było, to nie było komu pomagać :D)
Dzisiaj rano wstałem z myślą, że porobię troszkę przy żuku, zmontuję jakiś fajny lapsik i napiszę dwa wpisy. Jednak z powodu który przytoczyłem na samym początku stwierdziłem, że tylko dopiszę co dzisiaj porobiłem :/
No to do dzieła. Rano pojechałem odebrać nasz piękny nowy wał :D I to naprawdę nowy, bo gościu od wałów wziął naszą rzeźbę, pociął na części pierwsze i pospawał od nowa :D Zaraz później pojechałem do sklepu po przewód hamulcowy i 3 litry płynu (a tak na wszelki wypadek :D)
Po powrocie położyłem się pod żukiem i tak zostałem na najbliższe 2 godziny. W tym czasie zdemontowałem starą linkę hamulca ręcznego (co nie było proste), zamontowałem nową (co było troszkę łatwiejsze) i przykręciłem przewód hamulcowy, który już nie powinien cieknąć (wszystko z udziałem kamery, która tylko żarła prąd bez sensu :/).
Jak to zrobiłem, to wyszedłem spod żuka odpocząć, czyli przesmarować wszystkie punkty smarowania nowego wału (w sumie tak naprawdę jeden, bo całą resztę przesmarował magik od wyważania wału :) ). Powalczyłem troszkę ze smarownicą (bo nie chciała współpracować) i poszedłem pod żuka, żeby zrobić pierwszą próbę umieszczenia wału (wszystko z udziałem bezużytecznej jak się okazało kamerki).
Pierwsza próba zamontowania wału zakończyła się porażką, gdyż okazało się, że mam tylko jedną śrubę. Więc wyszedłem spod żuka, przebrałem się i pojechałem do sklepu po śruby. Po odstaniu chwili w kolejce wróciłem do domu, żeby dalej walczyć z wałem.
Druga próba okazała się całkowitym sukcesem :D Wał (po kolejnej godzinie mordęgi, wykręcania się w chińskie 8 i łamania sobie rąk w czterech łokciach i kolanie, wrzucaniu biegów będąc pod żukiem i innych ciekawych rzeczach) został umieszczony na swoim miejscu :D W tym momencie stwierdziłem, że odpalę żuka i sprawdzę, czy się nie urwie na starcie.
Z odpaleniem żuka był malutki problem (Podbiel dzień wcześniej wymieniał filt paliwa, więc najpierw musiałem dopompować ropy, żeby dotarła do silnika), ale szybko go rozwiązałem i silnik przyjemnie zamruczał (albo jak inni mówią zagulgał :D). Wrzuciłem wsteczny i ... ŻUK RUSZYŁ !!! (tak to też się nagrywało na bezużytecznej kamerce :P).
Podbudowany tym wzniosłym wydarzeniem (którego niestety nie możecie podziwiać, bo ... sami wiecie dlaczego) stwierdziłem, że zrobię porządek z wydechem. Tak więc usiadłem sobie za żukiem (uprzednio ustawiając kamerkę, żeby na pewno było widać co robię ... ) i owinąłem przednią część wydechu jakimś takim termicznym bandażem (czy jak to się nazywa :D), i znowu zanurkowałem pod żuka, żeby wydech zamontować.
Po kolejnych ćwiczeniach jogi (w życiu się tak nie naćwiczyłem) układ wydechowy znalazł się prawie w 100% na swoim miejscu (prawie, bo wisi na 2 z 3 punktów zawieszenia, więc nie jest źle :D). Niestety jeden punkt zawieszenia nam nie wyszedł i mam teraz zagwozdkę co z tym fantem zrobić :)
Oczywiście jak wydech został zamontowany, to żuka odpaliłem i nagrałem jak ślicznie dymek się wydostaje spod samochodu, ale ... sami wiecie :P
Tak więc pozytywnie zmęczony poszedłem do domu, żeby wrzucić posty na blogu (i dowiedzieć się, że muszę kupić kilka nowych kart pamięci :) ).
Do zrobienia z rzeczy "dużych" zostało już naprawdę niewiele. Dokończyć hamulce (zalać układ, odpowietrzyć, przymocować linkę ręcznego i ustawić ręczny), pospawać podłogę, skombinować filtr powietrza (bo tego ciągle nie mamy), uzupełnić wygłuszenie (trzeba wygłuszyć podłogę, którą pospawamy i wymyślić coś na schodki), zmontować spryskiwacze i zamontować czapkę na silnik. Jak to zrobimy, to już nic nie będzie stało na przeszkodzie, żeby żuka zawieźć na przegląd, a później:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz