niedziela, 31 lipca 2016

Kolejna sobota

Czasu coraz mniej, ale rzeczy do zrobienia na szczęście też :) Jeszcze jestem zmęczony po wczorajszym dniu, więc postaram się za dużo nie pisać, ale niestety troszkę muszę :)
Oczywiście, jak zawsze, filmik nie jest doskonały, ale chyba będzie najdłuższy ze wszystkich (8 minut biegania wokół żuka :D ).
Z filmiku zbyt wiele nie wywnioskujecie, więc opiszę co robiliśmy. Na początku podlewarowaliśmy żuka, żeby zrobić porządek z tylnym zawieszeniem. Więc jak żuk był w górze to odkręciliśmy most i przeczyściliśmy dokładnie dziurkę z którą trzeba było ożenić resory. W ruch poszedł kompresor, wkrętarka z wiertłem 16,6 mm, śrubokręty i inne głupoty. Jak to przeczyściliśmy, to opaćkaliśmy r-stopem i zostawiliśmy, żeby wyschło.
Czekając stwierdziliśmy, że nie można tak bezsensu siedzieć, więc skoro i tak już mieliśmy r-stopa otwartego to stwierdziliśmy, że pomażemy wszystko co tylko się do mazania nadawało :D Tak więc wypaćkaliśmy wszystkie spawy, które ostatnio zrobiliśmy, komorę silnika, łapy silnika, itp. W międzyczasie ja zmontowałem mocowanie na chłodnicę, a Podbiel otworzył warsztat malarski i malował wszystko co mu wpadło w łapy :) Czyli dekiel zaworowy, moje mocowanie, komorę silnika, wszystko co wcześniej opaćkaliśmy r-stopem itp.
Jak to wszystko sobie schło, to wróciliśmy pod żuka, żeby zamontować most. Więc znowu pobawiliśmy się z wysokością, przyłapaliśmy most do resorów i podjęliśmy próbę ustawienia mostu tak, żeby wszystko się spasowało. Rezultat w sumie łatwo było przewidzieć :D Znaczy jedyne co udało nam się zrobić, to zrzucić Podbielowi żuka na głowę (żuk spadł z podnośników jak Podbiel pod nim leżał. Na szczęście stanął na zawieszeniu, więc nic nikomu się nie stało) i później zrzucić tego samego żuka na moje i Podbiela barki xD (jak wyciągaliśmy podnośniki, żeby żuka podlewarować jeszcze raz, to się okazało, że jednak nie stał całkowicie na kołach ...). Po tych zabawach stwierdziliśmy, że jednak trzeba zacząć myśleć, a nie się tłuc bez sensu, więc wzięliśmy diaksa i zmodyfikowaliśmy troszkę resory. Po tym wszystko weszło na swoje miejsce :D
Jak już uporaliśmy się z tylnym zawieszeniem, to zrobiliśmy przegląd hamulców z tyłu, bo ostatnio słabo hamowały, a później ja pojechałem poszukać rury do powrotu wody, a Podbiel zamontował dekiel na swoje miejsce. Później zaczęło padać, więc stwierdziliśmy, że jest to najlepszy moment, żeby zacząć ... spawać :D W momencie jak zalało spawarkę, to spawacz stwierdził, że on jednak woli żyć i skończył spawać xD Ale mamy przygotowaną podłogę i mniej więcej przyłapaną ramę, więc nie jest źle.
Później tylko posprzątaliśmy i to by było na tyle :D
Podsumowując ten zbyt długi wywód:
- Żuk stoi już na kompletnych zawieszeniach i nowych kołach
- Mamy zrobione hamulce (a przynajmniej tak nam się wydaje :D), trzeba je tylko zalać płynem i odpowietrzyć
- Mamy zmontowany silnik (tylko potrzebujemy jedną rurę, żeby woda mogła wrócić od silnika do chłodnicy)

Do zrobienia został wał, wydech, czapka silnika, wygłuszenie stopni (bo w międzyczasie wyczyściliśmy stopnie z mokrego pornoso) i można jechać na przegląd xD

Może porobię jeszcze jakieś zdjęcia jak teraz żuk wygląda, ale póki co wrzucam jedynie przydługiego timelapsa :)

poniedziałek, 25 lipca 2016

ŚDMowe obowiązki i walka z żukiem

Z powodu iż ŚDMy się zaczęły, a u nas stacjonowało trzech Hiszpanów to niestety nie mieliśmy zbyt wiele czasu, żeby zająć się żukiem (obowiązki gospodarzy i takie tam :) ). Jednak w sobotę Hiszpanie sobie pojechali na wycieczkę po naszej pięknej stolicy, więc mieliśmy chwilę na to, żeby przy żuku podłubać.

Chwila rozpoczęła się przed 10 jak tylko zawiozłem Hiszpanów na zajęcia. Wróciłem do domu, przebrałem się w standardowe ciuchy robocze i zacząłem sobie powolutku grzebać przy elektryce.

Z tego grzebania wyszedł mi taki oto lapsik :)


Tak, dobrze widzicie, alternator został podłączony i co najważniejsze DZIAŁA :D
Tak więc walkę z elektryką żuka możemy uznać za zakończoną. Teraz wystarczy zacząć bawić się w porządki i ulepszanie tego co mamy.
Jak skończyłem elektrykę to przyjechał Podbiel i zaczęła się prawdziwa zabawa. Niestety karta pamięci odmówiła współpracy, więc lapsik jest tylko z pierwszych kilku godzin.
Ale po kolei :)

Najpierw przygotowaliśmy sobie plan:
- Poluzowanie śrub od tylnych resorów
- Sprawdzenie stanu oleju w przekładni kierowniczej
- Podniesienie żuka i wymiana tylnych resorów.

Ogólnie plan piękny, Obliczyliśmy, że zajmie nam to kilka godzin, tak, że spokojnie się wyrobimy, może w coś jeszcze zagramy i będę mógł spokojnie odebrać Hiszpanów.
Tak więc zaczęliśmy:


Pierwsze kłopoty zaczęły się przy sprawdzaniu stanu oleju. Mianowicie nie mieliśmy odpowiedniego klucza (kwadrat. Mieliśmy klucz 8/10 a potrzebowaliśmy, a jak, 9 :D) Ale jak widać na filmiku udało się :) Odkręciliśmy korek i ... zobaczyliśmy saharę. Prawdpodobnie w przekładni od dobrych nastu lat nie było ani kropli oleju. Tak więc przepłukaliśmy, pokręciliśmy i się okazało, że przekładnia może ładnie działać :)
W międzyczasie poluzowałem śruby, więc wszystko ogólnie szło zgodnie z planem.
Później stwierdziliśmy, że skoro musimy przespawać wlew oleju, a i tak spod dekla nam cieknie, to zdemontujemy dekiel i zrobimy z nim porządek. Wszystko ładnie, pięknie, ale żeby wyciągnąć dekiel, to musieliśmy powalczyć z ułożeniem silnika (bo się blokował wlewem), więc kolejna nieprzewidziana godzinka (albo i półtorej) poszła z dymem :)






















W międzyczasie żona niestety musiała pójść do pracy (kamerka dalej nie współpracowała) więc niestety to już koniec zdjęć.

Tak więc, była już jakaś 16 chyba gdy zaczęliśmy znęcać się nad resorami. Jak ktoś kiedykolwiek wymieniał resory w żuku, albo podobnym cudzie techniki wie, jakie to jest przesrane zadanie :) Najpierw okazało się, że za mało śrub poluzowałem (zanim ogarnęliśmy co i jak to kolejna godzina poszła z dymem), później okazało się, że wieszaki nijak nie chcą zejść, w międzyczasie okazało się, że mocowania wieszaków przednich po obydwu stronach trzymają się w większości na blachogumie, którym opierdzieliliśmy całe podwozie dwa lata temu, później trzeba było zawalczyć, żeby te mocowania pospawać, trzeba było pospawać mocowania poduszek. Jak już to wszystko zrobiliśmy to trzeba było zamontować nowe resory i wtedy dopiero zaczęła się zabawa :D To już była jakaś 22:30 (a miało to potrwać w sumie ze 3 godzinki xD), a resory nijak nie chciały wejść. Na każdy zmarnowaliśmy po jakieś pół godziny aż w końcu udało się je jako tako zamocować. o 22:45 sprawdziłem telefon i się okazało, że mam być pod kościołem w przeciągu ... 5 minut :D Cały upierdzielony w smarze, brudny od całodziennego czołgania się pod żukiem, spocony miałem w przeciągu 5 minut pojawić się po swoich gości :D Tak więc wskoczyłem szybko do łazienki, ogarnąłem się mniej więcej z wierzchu, założyłem w miarę czyste ciuchy i poleciałem po Hiszpanów. Pod kościół dojechałem ok 22:55 i długo się nie rozpisując (bo w sumie nic się nie działo) czekałem na nich do ok 23:20 xD
A ciekawie było pod żukiem. Podbiel osamotniony w walce z żukiem dokręcił resory i przykręcił most do resorów (niestety nie wstrzelił się z centrowaniem, więc będziemy musieli to poprawić :) ). Jak wróciłem to na szczęście Hiszpanie nie potrzebowali, żeby się nimi zajmować, więc wróciłem do Podbiela i powoli opuściliśmy żuka na koła (nie mógł zostać na podnośniku bo i tak utrzymywał się tylko na naszych modlitwach :D)

Tak więc, dzień który miał być spokojny i miły skończył się po ponad czternasto godzinnej zabawie z żukiem :) Kulka Podbielowi pewnikiem głowę będzie suszyła przez cały tydzień :D Ale cóż, w końcu trzeba na złombola pojechać :D

niedziela, 17 lipca 2016

One small step for mankind, one giant leap for us

Dzisiejszy wpis rozpoczynam filmikiem :D


Wiecie już co to oznacza? :D
Tak, serduszko Żula znowu zaczęło bić. Po prawie dwuletniej walce z przeszczepem (profesor Religa przy nas wymięka. Co to tam jakieś 23 godzinne operacje :D), wielu przeciwnościach, problemach, niestandardowych zagadnieniach Żul w końcu ożył :D Niestety nie mamy czarno-białego zdjęcia jak nasi asystenci po tej operacji leżą pokotem za Żulem, więc w National Geographic się nie znajdziemy, ale i tak jest zaje...super :D
Więc na początku posłuchajcie jeszcze jak serduszko bije :)





A teraz co musieliśmy wczoraj zrobić, żeby to się stało? Na początku musieliśmy zmontować układ paliwowy i chłodzenia. Więc ja (tak, tego posta piszę ja, Wacł... Sandał :D) siedziałem pod żukiem prowadząc przewody paliwowe, a Podbiel siedział przed żukiem i montował chłodnice :)

Później próbowaliśmy odpalić żuka, ale nie chciał za bardzo pociągnąć ropy ze zbiornika, więc po szybkim kursie na stację benzynową zmontowaliśmy układ z baniaczkiem w kabinie :)


I na tym układzie żuczek wydał pierwsze odgłosy zwycięstwa :)





Niestety 5l ropy z baniaczka skończyło się po około ... 5 minutach, więc przez kolejne 5minut próbowaliśmy naleźć przyczynę, która jak to standardowo w takich przypadkach okazała się banalna :) Mianowicie ... powrót nie wracał do baniaczka, tylko do baku samochodu :D Padło więc stwierdzenie, że musimy zmusić pompkę do zassania paliwa z baku, żeby móc pociągnąć prace dalej. W tym momencie Podbiel stwierdził, że dmuchnie żuka od tyłu i wtedy żuczkowi tak się spodoba, że tryśnie paliwkiem w pompkę xD Tak więc Podbiel poszedł, dmuchnął w bak (ja wtenczas leżałem standardowo pod żukiem i niestandardowo trzymałem przewód paliwowy, żeby zobaczyć czy ropa przeleci) tak mocno, że rzeczywiście ropa przyleciała. Ale jak Podbiel skończył dmuchać żuka, to ropa spokojnie wróciła się do baku.
Po krótkiej naradzie (naprawdę krótkiej, bo sklep nam niedługo mieli zamknąć) stwierdziliśmy, że trzeba kupić pompkę ręczną, co rozwiąże wszystkie problemy. Szybki kurs do sklepu, równie szybki montaż i pełen sukces :)

W międzyczasie Podbiel zamontował nowy siłownik klapy bagażnika, więc już nam klapa na łby nie będzie spadała :D

Jak już żuk palił z radością ropę z baku padło stwierdzenie, że wyczyścimy układ chłodzenia. I jak ktoś będzie próbował nas przekonywać, że po takim czasie stania nie ma sensu tego robić, to niech popatrzy na poniższe zdjęcia :D



Tak właśnie wygląda woda demineralizowana, która wypłynęła z układu. A cały proces zlewania wyglądał mniej więcej tak:





Jak możecie się domyśleć z ilości baniek z tym syfem, to było to drugie zlewanie już i syf wcale się nie zmniejszył. Więc stwierdziliśmy, że nie ma sensu marnować dobrej demineralizowanej wody, złapaliśmy szlauf i demontując po drodze wszystkie elementy układu każdy obieg dokładnie wyczyściliśmy. I dumnie udaliśmy się na spoczynek :D (a dokładniej po wyczyszczeniu zmontowaliśmy wszystko, zalaliśmy kolejnymi 9l demineralizowanej, odpaliliśmy i posprzątaliśmy po sobie xD).

W sumie dla takich chwil walczymy z tym wszystkim. W takich chwilach dopiero widać, że praca nie idzie na marne :)

Tak więc, jak to mówią, coraz bliżej święta :D Do złombola zostało 70 dni, a my mamy do zrobienia coraz mniej rzeczy :)
W kolejnym odcinku prawdopodobnie będziemy montować nowe resorki :D


P.S.
Niestety przy kręceniu filmiku z pierwszego odpalenia żuka zapomniałem włączyć nagrywanie audio xD Ale dźwięk odpalania na filmiku jest prawdziwy, tylko nie z tego odpalania xD
Ale to taki szczegół, bo i tak wyszło zajefajniebiście :D